novin_ha: Buffy: gotta be a sacrifice ([buffy] let it burn)
[personal profile] novin_ha
Tytuł: Bez piór
Długość: 4544 słowa
Fandom: Buffy the Vampire Slayer
Spoilery: Do odcinka 3x09 The Wish włącznie
Streszczenie: AU względem AU. Buffy i Angel jadą do Cleveland.
Ostrzeżenia: Powiedzmy, że oceniam ten fik na R.
Beta: [livejournal.com profile] dark_vanessa, której należą się wielkie podziękowania :)






Bez piór


Hope is the thing with feathers
That perches in the soul,
And sings the tune--without the words,
And never stops at all.
(e.dickinson)

Go then, there are other worlds than these.
(s.king)





(Zasada numer jeden brzmi tak:

Gdy przychodzi co do czego, wzrok wszystkich spoczywa na niej. Do niej należy ostatnie słowo. To ona zakreśla granicę i dokonuje za nich wszystkich wyboru.

Nie Rada, nie jej obserwator. Nie ma zapisanych w kamieniu zasad, do których mogłaby się odnieść.

Jest tylko ona. Buffy Summers. Pogromczyni.)


*~*~*



- Chyba sobie żartujesz.

Buffy zna wampiry.

Trudno poznać wampiry lepiej, niż zna je ona. Buffy walczy z nimi, zabija je, oddycha nimi i o nich śni. Zna dotyk wampirzych palców na gardle i słodki, uderzający do głowy ból kłów. Ma na sobie kolekcję blizn – pamiątek ze spotkań z nimi. Pogromcą jest od ponad trzech lat, od ponad dwóch z siedzibą w Cleveland, nad Piekielną Gardzielą. Użycie wielkich liter jest w pełni zasłużone.

To coś, co siedzi w klatce – zgarbione, pokaleczone, żałosne – jest wampirem, nie ma co do tego wątpliwości. Ten specjalny zmysł odpowiadający za rozpoznawanie takich rzeczy powiedział jej to. Właściwie wie jeszcze zanim odskakuje jak oparzony na widok krzyża na jej szyi.

Ale jest w nim też coś, czego Buffy nie zna i nie rozumie, czego nie widziała w żadnym innym wampirze. Coś ludzkiego.

Może to głupie, ale Buffy wydaje się, że to rozpacz.

Nie będzie pamiętała, co dokładnie mówi do niego, kiedy go rozkuwa. Może rzuca jakimś sprośnym żartem, a może każe mu sprawić, by nie żałowała tej decyzji.

Zapamięta ciężar jego ręki na swoim nadgarstku. Cień odbicia deja-vu z innego życia.


*~*~*



- Coś taka pierzchliwa? – pyta ją, gdy lądują w jego mieszkaniu. Pogromczyni wygląda fatalnie – twarz ma spuchniętą i fioletową, ręce obandażowane, na jednej z nóg założyli jej chyba z dwadzieścia szwów.

- Gdybym chciała, mogę zmienić cię w proch w mniej niż trzy minuty. Lepiej o tym nie zapominaj.

- Nie śmiałbym.

Jakimś cudem oboje przeżyli samobójczą misję na fabrykę. Cud ma na imię Rupert Giles i nie żyje.

Buffy Summers zasypia w mniej niż trzy minuty. Angel siada w fotelu, tylko na chwilę, i przygląda się, jak rytmicznie wznosi się i opada jej pierś. Jeśli śnią się jej koszmary, to nie daje nic po sobie poznać.

Potem Angel sprawdza okna i drzwi, lodówkę, w której pod jego długą nieobecność zdążyła się rozgościć pleśń; w zlewie znajduje obtłuczoną popielniczkę i kilka ocalałych szklanek. Ze skrytki wybiera resztkę pieniędzy i wychodzi do nocnego.

Nie ma zielonego pojęcia, czym żywią się pogromczynie, więc kupuje pięć batonów, dietetyczną colę, papierosy (nie trzeba wampirzego węchu, by się domyślić, że pali) i jogurty. Płaci, a sprzedawczyni otwiera małą szybkę i wysuwa towar na zewnątrz.

Boże, nienawidzi Sunnydale.

Gdy wraca, Buffy jest już na nogach. Opuchlizna częściowo zeszła. Teraz pogromczyni wygląda jak ofiara przemocy w rodzinie, a nie wypadku samochodowego. Spogląda na niego krytycznie. Ma wzrok czterdziestoletniej rozwódki. Pobitej przez gacha.

- Nie masz telewizora. I strasznie tu śmierdzi.

Nie mieszkał tu od paru miesięcy. Biorąc pod uwagę, że Mistrz naprawdę nalegał na jego towarzystwo nie jest to w sumie jego wina, ale dlaczego niby ktokolwiek miałby brać to pod uwagę.

Z drugiej strony, jak na razie Buffy go nie zabiła. Może powinien się skupić na jasnych stronach sytuacji.

Nie wie, co ona właściwie jeszcze robi w jego mieszkaniu. Sam nie wie, co w nim robi.

- Przyniosłem jedzenie.

- Masz pieniądze?

- Trochę oszczędności, niewiele.

- No tak. Po co wampirowi pieniądze.

Zbywa to milczeniem. Najlepsza metoda komunikacji z pogromczynią – mówić swoje nie zważając na to, co mówi ona. Pojedynek na non sequitur.

- Będziemy potrzebowali samochodu – oznajmia Buffy, wyciągając z papierowej torby paczkę papierosów. – Masz zapalniczkę?

Oczywiście, że to ona wygrywa.

*~*~*



Stawia mu ultimatum – sama w sumie nie wie, czemu. Ma wrażenie, że to coś, co musi się wydarzyć. Jest też sen:

(- Dlaczego masz takie wielkie zęby, ukochany.

- Żebym cię mógł szybciej pożreć.)


Mówi mu, że zabiera go ze sobą do Cleveland. Nauczyła się, że nie należy kwestionować instynktu. Kiedy ostatni raz o tym zapomniała, jej obserwatorkę musiano zmywać ze ściany szmatką.

Buffy wygląda za okno, na wiszący nisko ogromny księżyc.

- Potrzebujemy samochodu. Chciałabym wyjechać stąd jutro w nocy.

- Skąd ten pośpiech? Chłopak na ciebie czeka w tym całym Cleveland?

- Wampiry nie zahibernowały tylko dlatego, że ja wyjechałam na wakacje do Kalifornii.

- Czekaliśmy na ciebie w Sunnydale. Mistrz powstał ponad dwa lata temu. Tutejsze wampiry bynajmniej nie próżnowały.

Bardziej przejęłaby się jego pretensjami, gdyby miał w głosie trochę przekonania. Wydaje się raczej zmęczony niż rozgniewany.

- Miałam napięty grafik.

Sprawdza, co już spakowała do torby. Cztery pary majtek, dwa staniki, podkoszulek i bluza z kapturem. Nie ma pojęcia, gdzie walnęła dżinsy. Potem poszuka.

Sunnydale budzi w niej obrzydzenie. Zaśmiecone ulice, pozamykane sklepy, zdemolowane kościoły i zgliszcza. Minęły tylko dwa dni odkąd spłonęła tamta fabryka, a ludzie już rozpełzają się po mieście po zmroku, jak bezmyślne mrówki, jakby poprzednie lata były złym snem. Brak konsekwentności ich zachowania nią wstrząsa - z jednej strony mieszkania, w których wciąż jeszcze leżą trupy tych, którzy ze strachu zabarykadowali się w środku i pozdychali z głodu, z drugiej ci, którzy chcą kupić te śmierdzące śmiercią mieszkania, zanim ceny nieruchomości wystrzelą w górę.

W Cleveland czeka na nią Cleveland.

- Czy dziękowałam ci już za to, że uratowałeś mi życie? – pyta, naruszając prywatną przestrzeń Angela. Nauczyła się wykorzystywać także tę swoją przewagę – jest atrakcyjną blondynką. Gdy stoi tak tuż przed nim, musi zadzierać głowę do góry. Angel cofa się nieco. Nieufność podszyta pretensjami to skomplikowana emocja jak na wampira. Buffy robi się go nieco żal.

- Dlaczego mnie wypuściłaś?

- Potrzebuję kierowcy – żartuje.

*~*~*


Mogłaby polecieć samolotem, ale tłumaczy mu, że nienawidzi latania. Szczerość zupełnie nie na miejscu. Oboje wiedzą, że zrobi to, o co ona go poprosi. Co mu każe. Jest pomiędzy nimi jakaś niewyjaśniona, niczym nieuzasadniona więź. Angel może ją sobie tłumaczyć, nie bez poczucia winy i obrzydzenia do samego siebie - pamięta ją z lizakiem w ręku na schodach szkoły. Przysiągł już wtedy.

Nie wie, jaką bajkę na ten temat opowiada sobie ona. Kiedyś powinien zapytać. Może ta jej jest lepsza.

- Śnię o śmierci w powietrzu – oznajmiła, tytułem wyjaśnienia. – Jak trzeba to się przelecę, ale wolę samochodem.

- Naprawdę nie umiesz prowadzić?

- Daj spokój sądom, okej? Ty jesz swoje płatki kukurydziane na czerwono. Nikt nie jest doskonały.

Poprzedniego dnia zdjęła spodnie i pozwoliła mu wyciągnąć z swojego uda szwy. Skórę miała ciepłą i pachnącą, majtki ciemnofioletowe. Bał się, że zauważy, że ręce mu drżą, a wzrok ucieka nie tam, gdzie powinien.

Potem ona obejrzała jego szramy i tym razem poszła spać bez wiązanki gróźb pod jego adresem. Kołek wypadł jej przez sen z ręki i potoczył się po podłodze, i gdy Angel patrzył na nią, pozornie zupełnie rozluźnioną, poczuł się prawie, jakby mu ufała.

Taki przełomowy moment. Gdy ona jest nieprzytomna, a on narusza jej prywatność. Zrobić zdjęcie i oprawić w ramkę.

Buffy zajada swój jogurt aż jej się uszy trzęsą. Wczoraj wróciła ze sklepu z kawą (nie jest pewny, czy kupiła, czy może ukradła) i teraz zaparza ją sobie z dawką cukru, od której porzygałby się koń. Zapach drażni go. Jest zbyt intensywny.

- Jestem ohydna. Czy ta twoja wanna w ogóle się do czegoś nadaje? Wczoraj wolałam nie sprawdzać.

- Zaraz zobaczę.

Spłukuje pajęczynę i małego, szarego pająka strumieniem rdzawej wody pod niskim ciśnieniem. Sam też mógłby skorzystać – zlew to jednak nie to samo.

Buffy przy stole zapala kolejnego papierosa, a Angel zamyka za sobą drzwi łazienki i pozwala gorącej wodzie podnieść swoją temperaturę powyżej pokojowej.

*~*~*


Schodzą na dół po schodach. Angel ma na sobie ciemny płaszcz; Buffy związała włosy w warkocz. Siniaki z twarzy zeszły jej już prawie zupełnie, a resztę przykryła podkładem. Jest niewyspana i nieco głodna. Może przyśnie w samochodzie.

Ładują dwie torby do bagażnika czarnego sedana. W Sunnydale da się jeszcze znaleźć bezpański samochód, jeśli wie się, gdzie szukać – i czasami w stacyjce nadal tkwią kluczyki. Angel cały wieczór spędził usuwając ślady krwi na ile tylko się dało – powiedział, że rozpraszałyby go w trakcie jazdy. Buffy prychnęła kpiąco i przewróciła oczami.

Otwiera przed nią drzwiczki. Buffy wsiada i zagląda do schowka. Jest w nim kilka jakichś niepodpisanych kaset magnetofonowych, para męskich okularów słonecznych, plan Toronto i paczka papierosów. Damskie mentole, zwykle takich nie pali, ale nie będzie marudzić jak są gratis.

- Skąd w sumie bierzesz pieniądze? Pracujesz jako kelner na nocną zmianę czy okradasz swoje ofiary?

Wie, że Angel nie pije ludzkiej krwi, ale bawi ją irytowanie go. Tak łatwo daje się podpuścić. Nie tym razem – zapina pasy (Buffy nie) i odpala.

Po dwudziestu minutach mijają znak „Wyjeżdżasz z Sunnydale. Wróć prędko!”. Buffy chciałaby powiedzieć coś zgryźliwego, ale do głowy nie przychodzi jej nic wystarczająco błyskotliwego, więc mruży oczy i patrzy na dłonie Angela spoczywające na kierownicy. Palce ma kurczowo zaciśnięte, podobnie jak szczękę. Wzrok wbity prosto przed siebie.

Buffy myśli, że on też nie będzie tęsknił.

*~*~*


Jakąś godzinę przed wschodem znajdują brudny motel, którego jedyną zaletą jest to, że istnieje. Angel nawykł do niewygód i domyśla się, że Buffy też, więc żadne z nich nie unosi nawet brwi, gdy ich łóżka okazują się pełne wystających sprężyn, po podłodze przebiega karaluch, a z kibla śmierdzi na kilometr.

Są zasłony na okno, więc Angel ocenia warunki na czterogwiazdkowe.

- Potrzebujesz czegoś? Skoczę do sklepu – oznajmia Buffy. Angel patrzy tęsknie na miejsce, gdzie mogłaby leżeć poduszka.

No dobrze, ma swoje słabości.

- Gdybyś zawadziła o rzeźnika – odpowiada, pozwalając drugiej części zdania zawisnąć w powietrzu, niewypowiedzianej. Wiedzą, o co chodzi.

Buffy kiwa głową.

- Dasz mi jakieś pieniądze? – pyta.

- Są w kurtce.

Buffy wyjmuje portfel – Angel nie trzyma w nim żadnych zdjęć ani pamiątek, pukli włosów, biletów do kina albo autobusowych, nawet paragonów. Nie ma tam nic prócz pieniędzy. Nie musi patrzyć, czy Buffy za czymś mu tam nie grzebie – nie ma niczego, co mogłoby jej powiedzieć o nim za wiele. To wygodne.

Zresztą, nawet gdyby miał w portfelu coś obciążającego lub wręcz przeciwnie, wątpliwe jest, by Buffy się tym zainteresowała. Jej obojętny stosunek do niego to akurat jedna z niewielu rzeczy, których może być pewien. Zabrała go ze sobą tylko dlatego, że tak jej kazała Rada. Słyszał rozmowę telefoniczną. Oni – obserwatorzy – są wręcz zafascynowani konceptem wampira z duszą. Buffy wzruszyła tylko ramionami, nie zapytała o nic, jemu powiedziała jakąś część prawdy.

Pod jej nieobecność idzie do łazienki i pod prysznicem wyobraża sobie ją nagą. Dawno nie zdarzał mu się moment tej konkretnej słabości, i w sumie zdaje sobie sprawę z banalności sytuacji i tego, jaki jest żałosny, pożądając właśnie jej, właśnie teraz.

Buffy jego wyobraźni nie ma na twarzy blizny, włosy ma nieco dłuższe i rozpuszczone i wydaje się chyba młodsza, i na pewno łagodniejsza.

W swojej fantazji prosi ją, by pozwoliła mu spojrzeć na ranę na swoich plecach. Potem zdejmuje jej ramiączko stanika. Buffy drży z zimna. Słyszy bicie jej serca, szybkie jak u ptaka.


*~*~*


W sklepie Buffy kupuje wodę mineralną, gazetę i kilka bułek. Papierosów ma jeszcze dość. Ceny są nieziemskie. Po namyśle decyduje się jeszcze na szczoteczkę do zębów (nie wie, gdzie ma swoją, może w Cleveland) i paczkę M&M’sów. U rzeźnika patrzą na nią nieufnie, gdy kupuje zapas świńskiej krwi. Wychodzi kołysząc biodrami w swoich ciasnych dżinsach.

Nie ma ochoty wracać jeszcze do pokoju hotelowego. Nie chce jej się spać – rozpiera ją energia. Faith – jedna z potencjalnych, z którą była trenowana – nazwałaby to chcicą.

W sumie to prawda. Buffy się chce. Czegokolwiek – bójki, seksu, dzikiego wysiłku fizycznego, zagrożenia życia, upicia do nieprzytomności, no już choćby tańca.

Czegoś, co da jej poczuć, że jak na razie jeszcze żyje.


*~*~*


Wieczorem wychodzą na patrol. Buffy wyczytała w gazecie, że w okolicy było sporo zaginięć i chce sprawdzić jakiś klub; Angelowi nie śpieszy się donikąd, więc zgadza się bez dyskusji.

Muzyka dudni mu w uszach. Nienawidzi takich miejsc. Tym bardziej teraz, odkąd kojarzą mu się z Bronzem.

- Zatańczysz? – pyta go Buffy, która najwyraźniej zdążyła zapomnieć o celu wyjścia, gdy tylko weszła do przybytku rozpusty. W ręku ma drinka, którego nie powinni jej w ogóle sprzedawać i uśmiecha się do niego stanowczo zbyt drapieżnie.

- Nie tańczę – odpowiada Angel.

- Ja tak.

Po czym udowadnia mu powyższe stwierdzenie. Angel zamawia wodę i siada w kącie, a Buffy to pojawia się, to znika w tłumie tańczących ciał. Słowa piosenki, jeśli można to tak nazwać, mówią o tonięciu, i Angel w tej chwili dobrze zna to uczucie. Mimowolnie porusza nogą pod stolikiem.

Mija jakieś pół godziny. Buffy wypija jeszcze dwa drinki; pierwszego stawia jej jakiś trzydziestolatek pod krawatem, drugiego ostro umalowana dwudziestka, która pożera Buffy wzrokiem. W międzyczasie do Angela dosiada się dziewczyna, która sprawia wrażenie ledwo pełnoletniej. Szczuplutka i wysoka, popija piwo.

- Jesteś tu z kimś?

Wyrywa Angela z zamyślenia.

- Tak jakby. Nie do końca.

- Wyglądasz, jakbyś był tu z kimś, kto nie jest tu z tobą.

- Wiesz co, wybacz, chyba muszę iść do łazienki.

Nie ma pojęcia, gdzie tu właściwie jest ubikacja, więc rozgląda się ukradkowo. Wreszcie dostrzega jakiś korytarz. Oczywiście plan z łazienką był bardzo nierozsądny, bo w takich miejscach mimo wszystko zdarzają się lustra.

W łazience stoi Buffy, z kołkiem w ręce. W powietrzu unosi się jeszcze pył. Buffy spogląda na niego chłodno.

- Chodźmy na zewnątrz. Chcę zapalić.

*~*~*


Następny hotel jest nieco lepszy. Buffy ma pieniądze – wampirzyca miała przy sobie nieco gotówki, może kradzionej, może pamiątki z czasów, gdy była żywa.

Buffy rozwala się na swoim łóżku koło południa, gdy Angel leży na swoim i udaje, że śpi. Jako wampir oczywiście nie oddycha, ale jest to rytmiczny brak oddechu. Jego szczęka jest odrobinę za bardzo na pokaz rozluźniona, czoło wygładzone.

- Czy wampiry śnią?

Otwiera oczy zupełnie spokojnie, jakby spodziewał się jej głosu na tle mruczenia klimatyzacji.

- Jak wszyscy.

- O czym ty śnisz?

- Głównie śnią mi się koszmary. Jak łatwo można się domyślić.

Widać, że nie chce kontynuować tematu. Nie ma to jak zachęta.

- Śni ci się czasem życie sprzed przemiany?

Buffy przewraca się na brzuch i unosi na łokciach. Potem wyrzuca ręce za głowę i łapie za zgiętą w kolanie prawą nogę. Naciąga kręgosłup i czuje, jak strzelają jej kręgi. Satysfakcjonujący dźwięk. Angel wzdryga się. Jemu pewnie kojarzy się ze skręcaniem karków.

- Nie, nigdy – odpowiada w końcu, odwracając wzrok.

Buffy zmienia nogę i uśmiecha się lekko.

- Akurat.

*~*~*


Wypija jeszcze dwa kubki krwi, zimnej i koagulującej. Robi mu się od niej niedobrze, ale przełyka, podczas gdy Buffy przy stoliku piłuje paznokcie. Angel żałuje, że w pokoju nie ma radia – ta cisza to niemal gorsza narzucona intymność niż stojące dwa metry od siebie łóżka czy zawdzięczana nienaturalnemu węchowi wiedza o tym, że Buffy masturbowała się pod prysznicem. Angel słyszy jej oddech i bicie jej serca, dźwięk, jaki wydaje jej skóra ocierając się o materiał koszuli.

Nie daje mu to spać.

Buffy przegląda ilustrowany magazyn. Znajduje stronę z reklamą perfum i pociera nadgarstkiem.

- Fuj – oznajmia, wąchając.

Angel przytakuje. Buffy pociąga nosem, po czym odwraca się do niego tyłem i zrzuca bluzkę, a potem stanik, jakby nie było go w pokoju, jakby był ślepy, jakby nie istniał. Unosi ręce do góry i przeciąga się. Linia jej kręgosłupa zbliża się do doskonałości; nad nerkami ma dwie symetryczne blizny, o które nie pyta. Cisza tego niepytania przytłacza go. Nie tak bardzo, jak jej obecność.

Trzeba było zwinąć manatki, gdy leżała u niego w mieszkaniu, ranna i słaba, zbyt słaba, by go szukać i znaleźć. Uciec jak najdalej od niej i tego, co ona oznacza. Niespełnione przeznaczenie, niedotrzymana obietnica i spotkanie, które miało wyglądać inaczej. Nigdy nie wierz pieprzonym wysłannikom pieprzonych wyższych sił. Whistler mówił mu o czymś innym; a może to on nadinterpretował. Na własną obronę ma chyba tylko niedożywienie na szczurzej krwi.

Ta wyprawa to jeszcze jeden w długiej serii fundamentalnie głupich wyborów; Angel wie to zanim nadchodzą nieuniknione i tragiczne konsekwencje.

Oczywiście nawet przez myśl mu nie przechodzi, by zostawić ją teraz.

Już za późno.

*~*~*


Mijające ich z naprzeciwka samochody stają się smugami światła rozbryzgującymi ciemność, która otacza ich ze wszystkich stron. Słaba lampka w samochodzie zajmuje się rzucaniem cieni niemal bardziej niż oświetlaniem czegokolwiek. Buffy nie może nie zauważyć, jak podkreśla to kości policzkowe Angela. Ma ochotę wyciągnąć rękę.

- Ten deszcz jest niesamowity – przyznaje, ocierając zaparowaną szybę. Zrobiło się chłodno.

- Zatrzymamy się w najbliższym hotelu – odpowiada Angel, zerkając na bok. – Jazda w tych warunkach nie jest bezpieczna.

- Ja się nie boję.

- Ty nie masz instynktu samozachowawczego. To właściwie wymaganie w twoim zawodzie, prawda?

Rozmowa nie klei się specjalnie. Buffy wyciąga ze schowka jakąś kasetę i wkłada do odtwarzacza. W samochodzie rozlega się hałaśliwy, dziecięcy pop. Angel wyłącza muzykę.

- Myślisz, że poprzedni właściciele mieli dzieci?

- Mieli.

- Skąd wiesz?

Angel nie odpowiada. Buffy domyśla się. W samochodzie słychać jeden oddech.

Z naprzeciwka mija ich wielka ciężarówka.

- Nie lubię takiej pogody. Zupełnie przemoknę przy wysiadaniu, nic nie wyschnie do wieczora.

Angel patrzy prosto na drogę. Prowadzi spokojnie i pewnie, samochód nie jedzie zbyt prędko, Angel nie uprawia ryzykanctwa. Szum deszczu za oknem działa na Buffy usypiająco; przechyla głowę na prawo, przymyka oczy. Właśnie wtedy Angel odzywa się.

- Dotrzemy do Cleveland na piątek.

Buffy mruga sennie.

- To dobrze. Zadzwonię później do książkowych, dam im znać, kiedy się nas spodziewać – odpowiada, ziewając. Ważne, żeby kierowca nie przysypiał. Ona zasłużyła na odpoczynek. Głos Angela brzmi nieco chropawo.

- Ja też nie widziałem dawno takiego deszczu.

Buffy kładzie mu na moment rękę na kolanie. Potem cofa ją na swoje siedzenie i chwilę później śni już jakiś kolejny sen o śmierci.

*~*~*


Meldują się w miejscu, które nie zasługuje na nazwę motelu, na dobre trzy godziny przed świtem. Deszcz ucichł do tego czasu, i Buffy proponuje, by skoczyć samochodem po zakupy do jakiegoś całodobowego supermarketu; zapasy to nigdy nie jest zły pomysł. Jakiś pryszczaty małolat, który nie powinien wałęsać się po ulicach o takiej porze wskazuje im drogę i jadą wąską uliczką kolejnego amerykańskiego miasta, zupełnie takiego samego, jak każde inne. Może tylko nieco bardziej mokrego.

Buffy myśli chyba o tym samym co on.

- Zabawne – przejadę całe Stany i nawet nie zauważyłam, czy zmienia się krajobraz.

Angel zjechał już Stany nie raz; Europę zszedł wszerz i wzdłuż. Był w Chinach i odwiedził Japonię, a wracając zahaczył o południową Amerykę, ale nie zajmował się zwiedzaniem. Marnotrawstwo. Ze swych podróży pamięta płomienie, wrzaski i ciepłą krew, która wszędzie smakowała tym samym - przerażeniem. Tak słodko.

- Jeszcze masz czas na obejrzenie świata – odpowiada, odruchowo.

- Tak jakby Rada chciała mnie puścić z Cleveland. Co to to nie, proszę pana. Nawet ten wyjazd to dla mnie wielkie święto.

Żarówki w sklepie biją jasnym światłem, w którym wszystko błyszczy i nabiera koloru. Angel mruży oczy spoglądając na Buffy, energicznym krokiem oddalającą się w kierunku bodajże nabiału. Jej buty na bardzo wysokim obcasie przypominają mu o Drusilli. Lubiła koturny i długie paznokcie. Nie podoba mu się to skojarzenie, ale zdaje się nieuniknione; Buffy z papierosem przy ustach ma w sobie tak podobne proporcje dziecka i kobiety. Za Drusillę był odpowiedzialny; Buffy zrobił to ktoś inny.

Niemal udaje mu się to wyprzeć z myśli.

- Zachowasz się jak człowiek i kupisz piwo? Ciebie nie poproszą o dowód – oznajmia Buffy, wrzucając do wózka sześciopak. Angel przewraca oczami i zachowuje się jak człowiek.

*~*~*


W drodze do motelu wykańczają jeszcze jednego wampira, tak zielonego, że to właściwie wstyd, że udaje mu się lekko uderzyć Buffy w szczękę. Przypadek przy pracy.

Do budynku trafiają na ostatnią chwilę. Angel czeka na korytarzu, podczas gdy Buffy uszczelnia kurtyny na oknach, by nie przedarł się przez nie żaden promień wschodzącego słońca.

Przy łóżku leży hotelowa biblia. Buffy otwiera ją i przewraca kartki na chybił trafił. „Judasz poszedł i powiesił się”, „Biada poganom, którzy powstają przeciw memu narodowi” i „Ukaż mnie, Panie, lecz według słusznej miary”. Druk jest drobny. Odkłada książkę na stolik.

- Zmęczony? – Buffy pyta lekko, rozglądając się po pomieszczeniu.

Angel kłamie, że niespecjalnie. Widać po nim, że wręcz przeciwnie; zresztą Buffy nie widziała jeszcze, by spał. Nie śpi, gdy ona zasypia, ani gdy się budzi. Leży czasem nieruchomo na łóżku, wpatrując się w sufit; może liczy owce, a może niemowlęta, które kiedyś zjadł. A może medytuje. Nie jej sprawa.

Ona naprawdę nie jest zmęczona – efekt uboczny supermocy. Niespożyte siły, o ile nie zostaną spożyte, wiążą się z bezsennością i irytacją. Buffy przeciąga się, aż trzeszczą stawy. Odwraca się do Angela tyłem i zrzuca bluzkę i stanik, przez głowę naciąga nocną koszulę. Zabawne, teraz nosi ją wyłącznie w dzień.

Za plecami słyszy pojedynczy niepotrzebny oddech. Uśmiecha się.

Istnieje wiele sposobów na rozładowanie napięcia.

To właściwie nie jest z jej strony do końca decyzja. Jest wiele powodów – jego szerokie barki, jej ciekawość, to że jest pod ręką, to że jest jej go żal, to że widzi, chce i bierze. Tak robią pogromczynie.

Jest też sen:

(Ona na biało i on na kolanach, żółte oczy i ledwie widoczne kły, suknia uniesiona do góry, palce i zapach krwi, który obezwładnia także ją.)

Jest też sen:

(Ta sama suknia, i pierścień, i płomienie.)

Są sny.

Rozpina dżinsy i skopuje je na ziemię, wciąż odwrócona tyłem do niego. Potem ściąga z siebie figi. Koszula sięga jej do pół uda.

Tę część przerabiała i opanowała do perfekcji.

Odwraca się. Angel siedzi wyprostowany i nie wie, gdzie podziać oczy. Buffy podchodzi do krawędzi jego łóżka i pochyla się nieco. „Boisz się?” wisi w powietrzu.

- Nie powiesz mi, że nie chcesz.

*~*~*


W pokoju jest dość jasno; zaciągnięte zasłony, ale środek dnia. Kobieta na recepcji uśmiechała się lubieżnie, mimo że dała im klucz do pokoju z dwoma osobnymi łóżkami – na twarzy wypisane miała stwierdzenie, że nie takie parki już widziała. To niemal zabawne, że koniec końców spełniają jej oczekiwania.

Angel łapie Buffy za rękę i jednym szarpnięciem sadza sobie na kolanach.

Buffy w pierwszej chwili jest wręcz żarłoczna. Wkłada mu ręce do nieściągniętych spodni, łapie za włosy, gdy Angel całuje ją w szyję. Szarpie, dość mocno, by zabolało.

- Masz zimne ręce – oznajmia, a potem dorzuca kilka przekleństw, gdy zdejmują z niej tę koszulę.

- To nie jest dobry pomysł.

- Zamierzasz mówić mi coś, co sama wiem, czy wreszcie mnie przerżniesz?

Przez moment jej nie poznaje.

Gdy jego dłoń wędruje tam, Buffy odchyla głowę do tyłu i milknie. Potem zeskakuje mu z kolan na łóżko, znowu łapie go za włosy i bez słowa popycha jego głowę w dół. Angel całuje jej brzuch, płaski i twardy jak u żołnierza. Potem, kierowany jej rękami, całuje wszystko inne.

*~*~*


Pieprzą się na jego łóżku. Rozwiązuje to niektóre praktyczne problemy, ale nie ten związany z koniecznością, by po wszystkim wstać i ubrać się spokojnie, stoicko. Jakby nigdy nic się nie stało.

To jedna z niewielu rzeczy, jakich zazdrościła Faith. Po seksie Faith nie owija się prześcieradłem ani nie milczy wyczekująco. Po seksie Faith kręci zalotnie biodrami i ubiera dżinsy na goły tyłek, bo nie wie, gdzie w całym zamieszaniu wylądowały jej majtki. Buffy nigdy nie starczy na tak długo determinacji. Po seksie Buffy znowu staje się nastolatką.

Wyślizguje się spod koca i wkłada jakąś (chyba) czystą parę majtek, ciemny podkoszulek i wpełza pod swoją kołdrę. Dobrze chociaż, że Angel nie usiłuje jej teraz nagabywać.

Zasypia natychmiast, myśląc jeszcze, że następnym razem najpierw każe mu się podgrzać.

*~*~*


Nie rozmawiają o tym, ale w następnym hotelu Buffy prosi o dwójkę z jednym łóżkiem. Na jego pytający wzrok odpowiada wzruszeniem ramion i „No co? Są tańsze.”

Zaraz po wejściu do pokoju Buffy popycha go na ścianę.

- Idź i weź gorący prysznic – oznajmia, rozpinając mu rozporek i przywierając do niego na chwilę. Potem cofa się o krok i mierzy go wzrokiem. Angel przez moment nie jest pewny, czy nie pokazał kłów, ale nie. Twarz ma ludzką. Po krótkim okresie zawieszenia broni znowu nie wie, o co jej chodzi. Woli nie zaczynać bezsensownej dyskusji.

- Jak wolisz – odpowiada. Drzwi do łazienki zostawia otwarte. Widzi, jak Buffy wyjmuje z torebki (od kiedy ma torebkę?) komórkę i paczkę papierosów.

*~*~*


Tuż przed wyjazdem z hotelu Buffy bierze jeszcze jeden prysznic i zabiera Angela ze sobą do kabiny. W strumieniach wody i kłębach pary niemal można by go pomylić z normalnym facetem, gdyby jego oczy w kluczowym momencie nie błyskały żółcią. Nic dobrego nie mówi o niej chyba fakt, że podnieca ją to. Zastanawia się, co musiałaby zrobić, żeby choć trochę bardziej stracił nad sobą kontrolę. Czy ugryzłby ją. Czy spodobałoby jej się to z nim.

Zamiast zaspokoić jej ciekawość, seks z Angelem obudził tysiąc nowych pytań. Głupich pytań.

Zamiast je zadać, wychodząc spod prysznica i owijając włosy ręcznikiem, Buffy przyznaje, cicho:

- Nie wiedziałam, że w Sunnydale jest aż tak źle. Nikt mi nie powiedział.

- Przyjechałabyś?

- Przyjechałam.

*~*~*


Zbliżają się do Cleveland.

Autostrada międzystanowa jest stosunkowo pusta. Buffy znowu milczy ofensywnie na przednim siedzeniu, wargi ma zaciśnięte, czoło zmarszczone. Wcześniej tego dnia rozmawiała z kimś długo przez telefon; podniosła głos, ale Angel postanowił wyświadczyć jej grzeczność i nie wsłuchiwał się w słowa. Dobre wychowanie przystoi każdemu, prawda? Nie, żeby on kiedykolwiek takowe otrzymał.

- Pewnie się za tobą stęsknili.

Buffy parska pod nosem; Angel wyprzedza ciężarówkę.

- Jak nazywa się twój obserwator?

- W tej chwili akurat obserwatorka. Meredith Brown.

- Brytyjka?

- Z samej kwatery głównej. Herbatę pija tylko sypaną.

Ręka Buffy pełznie w górę jego uda.

- Zjedź tam na pobocze.

- Powinniśmy się pośpieszyć.

Buffy patrzy na niego kpiąco i łapie go za pasek. Nigdy wcześniej nie widział jej w tej krótkiej spódnicy.

- Boisz się?

I tak nie da rady patrzyć teraz na drogę.

*~*~*


Ten ostatni raz pieprzą się po ciemku w samochodzie, szybko i bez gry wstępnej. Buffy nabija sobie siniaki o drzwiczki. Zaciska palce na czym popadnie, jakby bała się skądś spaść. Trochę się rzeczywiście boi.

Nonszalancja przychodzi z wprawą. Po wszystkim zakłada z powrotem majtki, wciśnięte w siedzenie, i wyskakuje z samochodu. Drzwiczki są szeroko otwarte. Angel ma koszulę zadartą do góry; Buffy wzdryga się na widok śladów po swoich paznokciach, czerwonego akcentu na tle siatki blizn.

- Chodź, rozprostujemy nogi – oznajmia, otwierając bagażnik.

Był też sen. Niejeden, nie raz.

(Miecz.)

*~*~*


Widzi ją, jak zatrzymuje samochód – chyba czerwony kabriolet – wrzuca do niego swoją torbę, a potem sama wskakuje. Ciekawe, czy kierowca to jakiś psychopata albo inny zboczeniec. Tak byłoby chyba najlepiej.

Zapytał ją, czy nie miała go dostarczyć Radzie.

Odpowiedziała, że Rada może ją pocałować w dupę. Czasami to ona wie lepiej, co trzeba zrobić. Angel nie jest zaskoczony. Spodziewał się tylko, że to będzie kawałek drewna, nie metalu. Nie zamierzała dać mu się spotkać z obserwatorami, nie po tym, jak go przeleciała.

- To mnie nie zabije – powiedział.

- Więc może jeszcze się zobaczymy – odpowiedziała. Wyglądała, jakby ta myśl jej nie martwiła.

Gdy kabriolet odjeżdża z piskiem opon, Angel przeczołguje się pod samochód. Kluczyki ma wciąż w kieszeni spodni. W cieniu czeka do następnego zmroku.

*~*~*


(Nauczyła się tego bardzo szybko. Zasada numer jeden brzmi tak:

Jest tylko ona. Pogromczyni.

Gdy przychodzi co do czego, wzrok wszystkich spoczywa na niej. Do niej należy ostatnie słowo. To ona zakreśla granicę i dokonuje za nich wszystkich wyboru.

Nie Rada, nie jej obserwator. Nie ma zapisanych w kamieniu zasad, do których mogłaby się odnieść.

Buffy Summers dociera do Cleveland przed świtem.)






*Cytaty za: Biblia tysiąclecia, wydawnictwo Pallotinum, wyd. 3. Ewangelia wg św. Mateusza, Księga Judyty i Księga Jeremiasza.

Profile

novin_ha: Buffy: gotta be a sacrifice (Default)
leseparatist

July 2017

S M T W T F S
      1
234 5678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
3031     

Most Popular Tags

Style Credit

Expand Cut Tags

No cut tags