novin_ha: Buffy: gotta be a sacrifice ([lost] claire lips)
[personal profile] novin_ha
Wszystkiego najlepszego, kochana [profile] akzseinga !!! ♥♥♥


Ponieważ disclaimery są złe, więc najpierw zaprezentuję ten mój prezent dla Ciebie, a moja notka na temat będzie na koniec, dobrze? Ale od razu dziękuję za pomoc - nie tylko w obróbce tekstu ale w samym tworzeniu - kochanej
[profile] dark_vanessa  . Vil, ♥!



i.

Koło południa, gdy już od czterech godzin nieprzerwanie uciekają przed Innymi, Claire potyka się na kamieniu i mały zaczyna drzeć się w niebogłosy.

Jest tak zmęczona płaczem Aarona, że niemal kusi ją, by zostawić go gdzieś po drodze. Nie, żeby go zabić - nie jest aż tak złą matką (choć Boże, jak łatwo byłoby się nią stać!). Myśli, że Inni, których oddechy czują na karku, znaleźliby go i zabrali ze sobą, do bezpiecznych, ciepłych miejsc, pełnych smoczków, zabawek i pampersów.

Miejsc, w których nie musiałaby słuchać jego wycia.

Charlie jej pomaga; oczywiście, że jej pomaga. Czasami ta jego pomoc jest niemal gorsza, niż gdyby wlókł się tylko za nią, zrzędząc i panikując. Wtedy też ją wkurzał, ale przynajmniej miała prawo na niego nawrzeszczeć, a Sayid stanął po jej stronie. Gdy Sayid tym swoim poważnym, rzeczowym tonem powiedział Charliemu, co na jego temat w tej chwili myśli, pan Rockman nagle dorósł o jakieś dziesięć lat. Co uczyniło z niej najmniej stoicko nastawioną do sytuacji osobę. Cóż za radość, cóż za szczęście.

Sayid nie zajmuje się dzieckiem. Ma nieco inne zajęcia - wynajdowanie drogi, znajdowanie opału, raz zabijanie Innego, który ich śledził. Zachowanie Sayida mniej ją drażni.

Najbardziej zła jest chyba na samą siebie. Na swoje obolałe stopy w rozpadających się butach, włosy wplątujące się w gałęzie, ręce omdlewające od noszenia dziecka, piersi, bolące od karmienia, skrzywione usta, język stający kołkiem, zwijający się w pętelki żołądek.

Kate biegała takie dystanse przed śniadaniem, a Ana Lucia niczego się nie bała. Wychodzi pozytywnie na tle Shannon, ale to jednak niezbyt pocieszające.

Cóż. Jedną ma jednak nad nimi wszystkimi przewagę. Jeszcze żyje.

Są pytania, których nie zadaje, choć czasem chciałaby. Jak duża jest właściwie wyspa? Jak długo mogą po niej kluczyć, zanim skończą im się kryjówki i Inni dostaną ich w swoje łapy? Po co właściwie uciekają, skoro skazani są, wcześniej czy później, na porażkę?

Rzecz jasna, podobno nadzieja umiera ostatnia (i już niedługo jej przyjdzie czekać). Podobno sygnał, który wysłali ze stacji Zielony Rycerz dotarł do satelity i kto wie, może lada dzień dżungla zaroi się od komandosów, szukających rozbitków z lotu 815.

Ten obraz jest niemal zabawny.

Charlie z chorą nadzieją pyta, czy zmęczyła się niesieniem Aarona. Odpowiada, że tak. Skoro aż tak mu zależy? Powstrzymuje się od odgryzienia się, zarzucenia mu, że jak niby oczekują od niej siły, skoro traktują ją jak słabą kobietkę – ale byłoby to niesprawiedliwe. Po pierwsze, Sayid jej tak nie traktuje. Po drugie, widzi, ile od Charliego wymaga stawianie jej potrzeb przed własnymi. Jak go to wzmacnia.

Złośliwy głos podpowiada jej, „twoim kosztem”. Nie słucha. Ma dość własnej złości.

Wieczorem wszyscy troje padają z nóg, nawet Sayid. Rezygnują z udawania, że wystawienie wart przyda im się na cokolwiek– jeśli Inni ich znaleźli, to tak czy inaczej nie zrobi to żadnej różnicy.

Kładzie się skulona pośrodku, z Aaronem wtulonym między jej piersi i brzuch. Mały kłębuszek, którego ciche gaworzenie na powrót budzi w niej ciepłe uczucia. Całuje włoski synka, wdychając jego zapach.

Charlie leży odwrócony do niej, odgradzając od Aarona dżunglę i wszystko, co się w niej kryje. Gdy wydaje mu się, że zasnęła, gładzi ją po policzku. Claire nie odsuwa się.

Sayid leży za jej plecami. Claire ma wrażenie, że czuje na karku jego wzrok. I ciepły, spokojny oddech.

Rano zjadają owoce i korzonki, które Sayid nazbierał, zanim pozostała dwójka się obudziła. Claire przeżuwa kawałek mango i tak otrzymaną papką karmi Aarona. Ma wrażenie, że traci pokarm. Mały musi się przyzwyczaić do tego, co mają.

Potem ruszają dalej.

ii.

Od momentu przebudzenia, w pierwszych promieniach słońca, planuje to niczym wojenną batalię. Najważniejsze, by wyglądało naturalnie. Spontanicznie.

Gdy ta myśl pierwszy raz przyszła jej do głowy, odegnała ją zdecydowanie. Absurd.

Potem myśl wracała i wracała, niepowstrzymana i natrętna. A w krainie absurdu, którą stało się jej życie, było mało miejsca na kaprysy i fantazje, więc pozwoliła tej jednej zostać, zadomowić się. Karmiła się wymyślonymi obrazami maszerując i oglądając przed sobą szerokie plecy Sayida. Bawiła się wyobrażeniami przed snem.

A potem zachciała, zapragnęła obrócić myśl w czyn. Zachować się nieodpowiedzialnie i impulsywnie (przecież i tak to jest jej rola w tej drużynie, prawda?), i spróbować.

Nie wie, co zrobi, jeśli się pomyliła w swoich oczekiwaniach. Tak niewiele jej pozostało. Skrawki godności, do których kurczowo przywarła.

Rozprostowuje palce, jeden po drugim. Pozwala Charliemu ucałować się w usta, gdy radośni, spoglądają na polankę idealnie nadającą się do ich potrzeb i świetnie ukrytą.

Odpowiada mu pocałunkiem. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu zupełnie szczerze.

A potem – Boże, niech to wyjdzie naturalnie i spontanicznie! – odwraca się do Sayida i bez nieśmiałości i wahania, nie czekając, aż sparaliżuje ją rozsądek i konwencja (grzeczne dziewczynki tego nie robią!) całuje jego.

Jeżeli jest zaskoczony, to ma w sobie dość z dżentelmena, by nie dać tego po sobie poznać.

Tego wieczora kładzie się spać nieco bliżej jej pleców. Jedną rękę kładzie na jej ramieniu.


iii.

Dziwne, że dziura w miejscu, gdzie był Aaron, jest większa, niż on sam. Gdyby teraz jakimś cudem go odzyskała, nie pasowałby do tej wolnej przestrzeni. Próżnia wessałaby go i zadusiła.

Myśli o tamtym potknięciu, i o tym, jak zła była na Aarona. Myśli o zabawkach, pampersach i smoczkach. Nie może złapać oddechu.

Czasami zdaje jej się, że słyszy w oddali jego płacz. Nie mówi o tym ani Charliemu, ani Sayidowi. W ogóle niewiele teraz rozmawiają. Nie ufają jej? Na swój sposób opłakują Aarona? Szepczą między sobą, a ich rozmowy milkną, gdy ona podchodzi. Charlie przestał ją pytać, czy potrzebuje chwili przerwy.

W nocy, teraz, gdy zostało ich już tylko troje, Charlie stał się bardziej odległy. Sayid próbował niezgrabnie ją objąć, ale odepchnęła go. Nie potrzebuje litości.

I nie ma już siły być zła. Nie ma siły bać się.

Nocą, w ciemności, czeka na Innych.


~fin~




A teraz wytłumaczenie.

Bardzo chciałam napisać dla Ciebie trójkąt. Threesome. Może nawet z jakimś niemal erotycznym wkładem - ale zamiast tego napisało się to. Już byłam po drugiej części i szłam w kierunku optymistycznej trzeciej, gdy koncepcja została zmieniona i napisało się coś innego. Dodałam jedno zdanie na początku i nagle okazało się, że temat fika jest inny, niż zamierzałam. Że inny jest theme.

Ale wydaje mi się, że to co napisałam, jest lepsze, od tego, co zamierzałam. Mam nadzieję, że też Ci się spodoba.

:*

Żyj dobrze, moja Ty Akcyzo :D
PS: Podziękowania dla Pelle i Kubiś za towarzyszenie mi w pisaniu pierwszych zdań tego fika w środku nocy ;p

(no subject)

Date: 2007-01-14 12:34 am (UTC)
From: [identity profile] le-mru.livejournal.com
Gdy Sayid tym swoim poważnym, rzeczowym tonem powiedział Charliemu, co na jego temat w tej chwili myśli, pan Rockman nagle dorósł o jakieś dziesięć lat

Omg! pierwszy akapit czytałam nieprzekonana, a potem tym jednym zdaniem wciągnęłaś mnie z powrotem na wyspę :] A dalej było tylko lepiej (mam na myśli to zdanie o innych kobitkach... bez zbędnego gore przedstawia nam backstory).

Wiem, że miało to być założenia threesome, ale nie wyszło, i coś z tego zostało - atmosfera jest właśnie taka ciepła, nieco gęsta. Bardzo mi się podobają opisy tego, jak zasypiają. Gore nie ma. Seksu nie ma. Ale jest nadal dramat i erotyzm. Ja lubię oszczędne środki :]

Bardzo podoba mi się charakteryzacja Claire. Jest doskonała - taka prawdziwa, realistyczna, a zarazem przecież na krawędzi neurotycznej. I to zdanie:

Dziwne, że dziura w miejscu, gdzie był Aaron, jest większa, niż on sam. Gdyby teraz jakimś cudem go odzyskała, nie pasowałby do tej wolnej przestrzeni. Próżnia wessałaby go i zadusiła.

Kobieto, to zdanie kopie i robi wrażenie.

(no subject)

Date: 2007-01-14 12:46 am (UTC)
ext_13247: ([gwtw] omg!)
From: [identity profile] novin-ha.livejournal.com
ale nie wyszło

::fails:: XD

Cieszę się, że zdanie kopie i robi wrażenie. Emo XD

Oszczędne środki. Kocham Cię za ten feedback. Podniosłaś mi samoocenę XD

(no subject)

Date: 2007-01-14 02:01 am (UTC)
From: [identity profile] pellamerethiel.livejournal.com
Wow, Novinha, po prostu wymiotłaś tutaj. Niewiele ostatnio pisałaś, ale jak już coś, to coś mocnego, z klasą i polotem, a także dającego mocnego kopa! Cały klimat tego fika to to, co właśnie lubię najbardziej, no po prostu mrrrr. Przedzieranie się przez dżunglę, myśli Claire o dziecku, nadzieja, która umiera ostatnia, przewaga nad Shannon, te dwa pocałunki (świetne!!!), leżenie przy sobie, Sayid, który jej nie denerwuje, a Charlie tak, chociaż ostatnio zdążył dorosnąć... ♥

Najbardziej zła jest chyba na samą siebie. Na swoje obolałe stopy w rozpadających się butach, włosy wplątujące się w gałęzie, ręce omdlewające od noszenia dziecka, piersi, bolące od karmienia, skrzywione usta, język stający kołkiem, zwijający się w pętelki żołądek.
Ha! Wiem, ze to zdanie jest chyba Twoim ulubionym, nie? XD
Strasznie mi się ono podoba. Tak samo, jak Sayid, który kładzie Claire rękę na ramieniu i tekst o dziurze, która została po Aaronie. Świetne. Udało Ci się to. :)

(no subject)

Date: 2007-01-14 03:19 pm (UTC)
ext_13247: ([lost] claire panic)
From: [identity profile] novin-ha.livejournal.com
Ja teraz z tą dziurą to crack będę miała XD

Bosze. Napisałam threesome. Trzymajcie mnie XD



Dziemki za komentarz, sistah :D

(no subject)

Date: 2007-01-14 06:34 pm (UTC)
From: [identity profile] akzseinga.livejournal.com
TO. JEST. PIĘKNE.
Słowo. Cudowne, wspaniały styl i niektóre zdania wprost wbijają w ziemię. I wiesz, tak bardzo wyczuwalna jest ta creepines, którą tez mam wrażenie dzielimy.

I NAPISAŁAS MI MOJE OT3!!! Nawet jeśli nie było seksu, to erotyzm był wyczuwalny. I tak, to był pierwszy fick jaki o nich czytałam, i tak! Był absolutnie wspaniały.

Claire taka jaką kocham, prawdziwa, głęboka, wcale nie taka grzeczna, taka... moja, no.

Dziękuję Ci. Naprawdę dziękuję.

(no subject)

Date: 2007-01-14 06:53 pm (UTC)
ext_13247: ([lost] claire panic)
From: [identity profile] novin-ha.livejournal.com
Bo to OT3 rządzi. I nie miałam pojęcia, ze nie czytałaś w nim jeszcze niczego - i dobrze, bo dopiero bym się bała to napisać ;)

A creepy jest jazzy XD

Profile

novin_ha: Buffy: gotta be a sacrifice (Default)
leseparatist

July 2017

S M T W T F S
      1
234 5678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
3031     

Most Popular Tags

Style Credit

Expand Cut Tags

No cut tags